Rodzice chrzczą cię. Babcia uczy, jak składać rączki do modlitwy. Prowadzą cię do kościoła, jak jesteś mały. Ale potem dorastasz i sam wybierasz. Albo kroczysz dalej drogą Boga, albo rezygnujesz i jesteś jak piórko, które nie wie, gdzie poniesie je wiatr. Kościół to wspólnota ludzi, a kościół to budynek. Należysz do Kościoła? Do uczniów Jezusa? A może nie wierzysz, bo naukowcy mają tak dużo wątpliwości co do realności niektórych zdarzeń z Pisma Świętego? Ale właśnie na tym polega wiara. Żeby wierzyć, mimo tego, że się nie widziało na własne oczy ani Boga, ani Pana Jezusa, ani innej świętej postaci. A może nie wierzysz, bo znajomi by cię wyśmiali jak powiesz, że wierzysz w Boga i chodzisz co niedziela do kościoła modlić się? Tak? A jeśli zabroniliby wyznawać własną religie? Tak jak było w czasach okupacji? To wtedy zwiększyłaby się liczba wyznawców Chrystusa, bo to, co zakazane kusi? Czy to nie bez sensu? Nikt nie może nam zabronić wierzyć w to co chcemy. Nikt nie ma prawa się śmiać i wpływać jakkolwiek na naszą wiarę. To, że sam nie wierzy to jego wybór. Widocznie nie wie, jakie korzyści płyną z wyznawania Chrystusa. Na co dzień potrzebujemy męstwa, żeby wierzyć i się do tego otwarcie przyznawać, pokazywać to. Wiara jest sprawą osobistą. Pogłębianie jej nakłania do refleksji nad swoim życiem. Skłania do myślenia. A prawdziwy chrześcijanin żyje zgodnie z Pismem Świętym i przykazaniami.